Wszyscy rodzice chcą nauczyć czegoś swoje dzieci. Może samodzielności, odpowiedzialności, altruizmu, obowiązkowości? I wszyscy czegoś uczą – nie zawsze koniecznie tego, co mają zaplanowane. Dzieci uczą się przecież przez obserwację, naśladowanie i “osmozę” – zanurzenie w jakimś środowisku i wartościach. Ja postanowiłam poświęcić chwilę na refleksję, czego nauczyli mnie moi rodzice. Mamo, Tato, to dla Was 😊 Dziękuję Wam za to wszystko, co od Was dostałam.
Wspólnota i przestrzeń
Gdy przymykam oczy i cofam się w świat dzieciństwa, przychodzi do mnie wiele obrazów i zdarzeń. Przede wszystkim, pamiętam wspólnie spędzony czas – na kanapie, oglądając filmy, przy stole, grając w gry, na wakacjach i wyjazdach. Pamiętam to poczucie wspólnoty, że zawsze jesteśmy jedną ekipą, że możemy na siebie liczyć. Jednocześnie, każde z nas dbało o swoją przestrzeń: ja siadałam nad moimi rysunkami, mama z książką, brat tworzył mapy nieistniejących miast, a tata miał czas na bierny odpoczynek. Dążenie do tej równowagi między czasem razem, a tylko dla siebie zostało we mnie do dziś. Cenię sobie niezależność, a zarazem tęsknię za wspólnotą, szukam jej, lubię bycie razem z tymi, których kocham. Lubię wracać do nich po moich samotnych wyprawach (w świat czy też w głąb siebie).
Ciekawość ludzi
Moje kolejne wspomnienia… to ludzie wokół nas. Zawsze byli – rodzina, przyjaciele, znajomi, czasem przygodnie poznani gdzieś na wakacjach. Pamiętam, jak mama i tata wychodzili na prywatki lub urządzali je u siebie, pamiętam jak zasypiałam na kanapie, słuchając dorosłych rozmów. Pamiętam dzieci, z którymi się bawiliśmy, a których zawsze było dużo wokół. Cóż, dziś może nie jestem duszą towarzystwa, ale to co mi zostało, to ciekawość ludzi. Może nie podchodzę do nich od razu, by zagadać i poznać się, wolę jakiś czas spędzić na uboczu, obserwując – ale każdy ma u mnie szansę. Ludzie, ich historie, emocje, to co dla nich ważne, co nimi kieruje w życiu, ich związki i trudności – to jest to, co niezmiennie mnie fascynuje. I wiem, że gdyby nie ta otwartość na innych, jaką poznałam w domu rodzinnym, nie miałabym tej bazy.
Wspólne świętowanie
A z ludźmi nierozerwalnie wiąże się dla mnie zabawa i świętowanie. Tego zawsze było pełno w naszym domu. Rodzice lubili się bawić, tańczyć, urządzali szalone imprezy, do dziś ze śmiechem oglądamy zdjęcia z karnawałowych zabaw, próbując rozpoznać, kto się kryje za przebraniami. Jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa pochodzi zresztą też z imprezy – zabawa sylwestrowa w naszym domku na działce, dorośli tańczą, a ja z nimi, stojąc na stopach taty… Mój tata, jako dusza towarzystwa, zawsze dążył do tego, by spotkań i zabaw było dużo, a mama dbała o to, by wszyscy czuli się na nich dobrze. A ja do dziś lubię świętować – może nie tak często i hucznie jak moi rodzice, ale nadal urządzam urodziny, grille, pikniki – i uwielbiam zanurzać się w tej atmosferze zabawy i radości, widzieć jak ludzie nawiązują ze sobą kontakty, dzielą się ze sobą przeżyciami i śmieją się radośnie.
Ciekawość świata
Oprócz ciekawości ludzi, pełno we mnie ciekawości świata. Kocham podróże, zanurzenie w nowych miejscach, smakach, dźwiękach, kolorach… I wiem, kiedy to się zaczęło. Wstawanie o 5 rano, by zdążyć na wczesny pociąg, termosy i kanapki na drogę, potem długie tłuczenie się PKS-ami… Wycieczki do innych miast, w odwiedziny do znajomych lub rodziny, albo tak po prostu, żeby poznać Polskę. Wspólne zwiedzanie, i ja zasłuchana w opowieści o dawnych czasach. I jeszcze nasza niezapomniana podróż do Francji w późnych latach 80-tych, gdy pierwszy raz zobaczyłam hipermarket i autostradę. I moi rodzice, odważnie zabierający nas ze sobą w świat, pokazujący nam jego bogactwo, otwarci na przygody, które mogą nas spotkać. Moi rodzice, sami także wyjeżdżający, by się czegoś nauczyć lub zarobić. A potem, gdy podrośliśmy, wysyłający nas w dalekie strony, z pełnym zaufaniem, że sobie poradzimy. Dzięki tym wszystkim naszym wyjazdom nie tylko wiem, że świat jest ciekawy i pełen cudów. Wiem też, że w każdym miejscu na ziemi poradzę sobie, że szeroki i daleki świat mnie nie przeraża, tylko zaprasza. Wiem, że nie potrzebuję wiele – wystarczy mi parę rzeczy w plecaku i odwaga, by ruszyć w świat. A wszędzie jest coś do zobaczenia.
Miłość do natury
Urodziłam i wychowałam się w mieście, w jego centrum, w bloku. Nie miałam rodziny na wsi, jak inne dzieci. Wolne dni spędzaliśmy zazwyczaj na działce, i to tam przede wszystkim poznawałam przyrodę. Mimo to, choć nie byłam otoczona naturą przez cały czas, wiedziałam, jak jest cudowna i ważna, i czuję to do dziś. Pamiętam, jak rodzice konstruowali ekologiczne pułapki na myszy, żeby móc je potem wypuszczać na wolność. Pamiętam, że każdy pająk znaleziony w kącie pokoju musiał być złapany do szklanki i potem wypuszczony. Podobnie traktowaliśmy inne stworzenia, wyjątki robiąc tylko dla komarów i os, których zawsze się przeraźliwie bałam. No i jeszcze nasz działkowy ogródek, gdzie razem z bratem zbieraliśmy fasolkę, sałatę, truskawki… Wchodzenie na czereśnię i jedzenie owoców prosto z drzewa. I moja mama, która znała nazwy wszystkich drzew i kwiatów, i tata uczący mnie, które grzyby można zbierać. Tak żyła miłość i szacunek do przyrody gdzieś we mnie, i żyje do dziś. Miłość przechodząca w zachwyt, gdy wędrowaliśmy razem po górskich polanach, lasach, łąkach, gdy siadaliśmy nad brzegami jezior, gdy zimą wpatrywaliśmy się w rozgwieżdżone niebo, oszołomieni ogromem wszechświata.
Miłość na całe życie
W ogóle od rodziców mam dużo miłości. Nie tylko do świata, ale także do najbliższych. To dzięki mamie i tacie wierzę w taką miłość, która trwa i wszystko zwycięża. Dzięki temu, jak blisko siebie byli, mimo że tak często chodzili własnymi osobnymi ścieżkami. Dzięki temu, że po każdej sprzeczce czy kłótni zawsze widziałam ich przytulonych do siebie. Zresztą, ten obraz – objęci, całujący się, czy patrzący sobie z czułością w oczy rodzice – jest stale obecny gdzieś w moich wspomnieniach. Bez wątpienia dawał mi on zawsze solidną bazę i wiarę w to, że bliskość i miłość jest w życiu ważna i warto o nią dbać. Że ta druga najbliższa osoba, z którą zwiążę swoje życie, to ktoś, kto może być dla mnie ogromnym wsparciem. Że warto troszczyć się o nią i o ten związek, który jest jedną z najważniejszych relacji w życiu. Tak sobie myślę, patrząc na nich i myśląc o nich – od kilkudziesięciu lat razem, na dobre i na złe, przeszli przez tyle gór i dolin, ramię w ramię, choć tyle ich dzieli. I mimo upływu lat widzę, że ta miłość, która połączyła dwójkę 20-latków, nadal w nich żyje.
...i jeszcze więcej...
Tyle od nich dostałam… Tyle i jeszcze więcej. Odwagę, by próbować nowych rzeczy, odwiedzać nowe miejsca, słuchać nieznanych ludzi. Pęd do uczenia się i miłość do wiedzy, która kiełkowała pośród regałów uginających się od książek. Przekonanie, że mogę dać światu coś od siebie i gdzieś są ludzie, którzy mnie potrzebują. Zamiłowanie ładu i harmonii, czyli dbałość o porządek w szafkach kuchennych i w głowie. Nie przywiązywanie dużej wagi do rzeczy mało ważnych – na przykład tego, czy na obiad będą trzy dania, czy naleśniki usmażone na szybko. Umiłowanie swobody i luzu, chodzenie boso po trawie, jazda rowerem w nieznane, śmiech, żarty i wiara w lepsze jutro. To wszystko i jeszcze więcej. To wszystko co teraz widzę, nazywam, i za co dziękuję, czując tę wdzięczność i radość rozlewające się w moim sercu.
Mamo i Tato, nie wiem, czy to jest właśnie to, czego chcieliście mnie nauczyć… Ale właśnie za te wszystkie rzeczy Wam dziękuję, za ten mój kapitał, z którym idę przez życie, i którym dzielę się i obdarzam innych. Za moją bazę, którą mam w sobie dzięki Wam.
foto: pixabay
CC0 1.0
Twoje piękne słowa o Rodzicach wrócą kiedyś Dobrem, jak „powracająca fala” z opowiadania Sienkiewicza. Dobro zawsze wraca.
I przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie.
Dobrze jest pomyśleć o tym, co pozytywnego dali nam Rodzice. To buduje, nie niszczy. Każdy z nas ma w sobie Dobro i zło, w dawkach różnych. Dlaczego tak często wolimy podkreślać to, co złe?
Awokado, dziękuję Ci za to, że mówisz o tym, co dobre. Jesteś dobra jak awokado.
Ponoć tak jest ludzki mózg zbudowany – 4 razy bardziej zapamiętuje to co złe. Czemu? Pewnie, żeby nas chronić. Dalsza praca to już tylko świadomość, wdzięczność i miłość 🙂